niedziela, 17 lipca 2016

Sposób na sobotę


W większości przypadków o miesiączce mówi się na lekcjach wychowania do życia w rodzinie, ale mój tata uznał te zajęcia za stratę czasu i postanowił nie wyrażać na nie zgody. Można by spodziewać się, że w takim razie rozmowa o tym kobiecym temacie odbędzie ze mną mama.
Jesteście w błędzie.
Mój tata jako ginekolog podszedł do sprawy bardzo poważnie. Były schematy, wykresy, encyklopedyczne sformułowania… Proponował nawet film, ale byłam zbyt zażenowana i przerażona jednocześnie. Chyba nigdy w życiu nie byłam tak czerwona na twarzy.
Ja miesiączkę poznałam jako złuszczanie śluzówki macicy na kilka lat przed jej dostaniem. Okazałam się tym tak obrzydzona, że rozważałam nawet wstąpienie do zakonu, bo wizja dzieci, macicy i małego człowieczka wielkości arbuza przeciskającego się przez dziurkę porównywalną do wielkości główki szpilki nie wydawała mi się zbyt zachęcająca.
Pogląd na świat zmienił mi się, gdy mama zaszła w ciąże z Roksaną i zaczęłam postrzegać to jako coś naturalnego. Iga i jej pierwszy chłopak, którego uwielbiałam, zapewne też mieli w tym swój udział.
Wiem, że jako kochająca starsza siostra powinnam oszczędzić swojego bólu Roxy i przeprowadzić z nią tę rozmowę. Jest w końcu w czwartej klasie i tata stwierdził w jej przypadku to samo, co powiedział u mnie i Igi. Najmłodsza Wajsówna nie chciała początkowo zgodzić się na takie rozwiązanie, ale ostatecznie poległa w starciu z tatą.
Po części rozumiałam Roksanę, bo kiedyś w końcu czułam się tak samo. Niemal wszystkie jej koleżanki będą chodziły na te zajęcia, a ona poczuje się wykluczona z ich „fajnego” klubu przynajmniej pod tym względem. Z perspektywy czasu i relacji Sary z ich lekcji czułam jednak ulgę, że tata wolał sam wprowadzić mnie w pojęcie miesiączki. Nieważne w jak obrzydliwy sposób to zrobił. Mogłam chociaż zostać uświadomiona przy rodzinie zamiast ciekawskich oczach znajomych z klasy.
Może właśnie z powodu współczucia pozwoliłam Roxy dołączyć do mnie i Sary podczas sobotniej sesji fitnessu. Od roku stała się ona naszą tradycją i czasami pozwalałyśmy dołączyć naszemu zwariowanemu rodzeństwu. Ja uwielbiałam Dominika, a Sara, zupełnie jak każdy człowiek, Roksanę.
Spodziewałam się po mojej przyjaciółce choćby śladu po wczorajszej rozpaczy. Nic z tego.
Sara od przekroczenia progu mojego domu tryskała dobrym humorem. Przywitała się z moim tatą, który właśnie zbierał się o kliniki i pomogła mi sprzątnąć po śniadaniu. Cierpliwie czekałam, aż zacznie wyrzucać z siebie szczegóły swojego zerwania z Wiktorem, ale przy Roxy niespecjalnie się na to zanosiło.
Po rozciągnięciu się oraz morderczej sesji z Mel B, przyszła pora na to, co lubię najbardziej w naszych wspólnie spędzanych sobotach.
Chodzi mianowicie o odpoczynek.
– Jesteś takim leniem, Mandy – komentuje jedynie Sara, choć sama też kładzie się na swojej macie.
– Ja widzę poprawę – odpowiadam z oburzeniem. – Kiedyś nie wytrzymywałam serii.
– Nadal odrobinkę sapiesz…– droczy się Roksana, której pokazuje język.
– Masz szczęście, że jeszcze żyjemy w wolnym kraju.
– Jeszcze?
– Jeszcze – potakuję poważnie, wstając z podłogi. – Kiedy już zostanę imperatorem całej galaktyki, za taką obrazę stanu czeka cię tygodniowa głodówka.
Sara wybucha śmiechem, kiedy w moją stronę leci poduszka, którą później podkładam sobie pod głowę. Zastanawiam się, czy czytała wczorajszy wpis. Ciągle zastanawiałam się, co chciałam tym osiągnąć. Sprawa Wiktora była przeze mnie już tyle razy poruszana i nadal nie przyniosło to większego efektu, więc wątpiłam w skuteczność tego podejścia.
Wiedziałam, że Kopacz się na mnie nie obrazi, bo zawsze mówiłam jej to, co myślę… Jeśli nie miałam odwagi zrobić tego wprost, to zwykle odczytywała sens z postów, jakie akurat publikowałam. Była naprawdę dobra w interpretacjach.
– Chłopcy są tacy dziwni… – skarży się wreszcie Roksana, przyciągając moją uwagę.
Nazwijcie mnie pesymistką, ale jeśli moja siostra poprosiłaby mnie w tej chwili o poradę w kwestii swojego związku, zaczęłabym krzyczeć.
To była Roksana… Moja niewinna młodsza siostrzyczka. Jak wielką frajerką mogłam być, skoro nawet ona ma przede mną chłopaka?
– Czemu dziwni? – Interesuje się Sara, która najwidoczniej pierwsza wydostała się z szoku.
– Ten Patryk z mojej klasy ciągle mi dokucza.
– Pewnie mu się podobasz – odpowiadam z rozbawieniem i ulgą.
– Jemu? – Dziwi się Roksana. – Wątpię, to on się podoba wszystkim moim koleżankom…
Wymieniam z Sarą porozumiewawcze spojrzenia i nagle cała sytuacja uderza mnie podobieństwem do rozmowy, którą kiedyś przeprowadziłam z mamą, choć byłam dwa lata starsza niż Roxy. Chłopcem, który mi dokuczał, był Filip. Cały czas naśmiewał się z tego, że siedziałam z nosem w książkach.
Któregoś wieczoru powiedziałam o tym mamie, licząc cicho, że powie mi jak rozwiązać problem bez oskarżeń o próbę morderstwa. Cóż mogę powiedzieć. Już wtedy byłam żądna krwi.
Mama też uznała, że pewnie mu się podobam i zareagowałam podobnie do Roksany. Już wtedy był otoczony wianuszkiem dziewczyn, na które nie zwracał uwagi.
– Kochanie, nie myśl, że jesteś gorsza. To jak widzą cię inni, zależy od tego, co widzisz ty, patrząc w lustro. Każdy chłopiec na twojej drodze może się w tobie zakochać i nigdy nie powinnaś uważać, że jest inaczej.
Wtedy tego nie rozumiałam.
Jeśli mam być szczera, to nadal tego nie rozumiem i wątpię, bym kiedykolwiek pojęła znaczenie tej mądrej sentencji. Chciałam jednak jakoś pocieszyć Roksanę, dlatego powtórzyłam jej słowa mamy, a ona chłonęła je jak gąbka.
Żałowałam, że nie może odbyć tej rozmowy z nią. Ona sprawiłaby, że Roxy poczułaby się komfortowo i bezpiecznie.
Wstaję ze swojego miejsca, czując się nagle jakieś dziesięć lat starsza i idę do kuchni wstawić wodę na herbatę. Przygotowuję trzy kubki i słyszę cichy śmiech Roksany.
Sara widocznie uznała, że przyda jej się poprawa humoru i opowiedziała jeden ze swoich słynnych sucharków.
Myślę, że dla Roksany rada mamy miała jednak sens. Moja młodsza siostra podobnie do Igi miała w sobie coś, co przyciągało uwagę ludzi.
Jej jasne włosy skręcały się w fale, otaczając jej twarz. Cały czas się uśmiechała i wydawała się promieniować dobrą energią. Delikatna opalenizna przypominała o świeżo zakończonych wakacjach i pasowała do jej zielonych oczu. Wydawała się być połączeniem wyglądu taty i mamy, gdy ja wdałam się w Cichowskich, a Iga w Wajsów.
– Chłopcy są po prostu dziwni – kończy wreszcie Sara, kiedy wracam do salonu z dwiema zielonymi herbatami i kawą dla siebie.
– Czy to właśnie dlatego Mandy nie ma chłopaka?
– Myślę, że Mandy sama odpowie na to pytanie…
Myślę, że Mandy jest zbyt zażenowana. Ale co ja tam wiem. Jestem tylko Mandy.
Uśmieszek Sary wskazuje, że doskonale wie, jak się czuję. Przyjaciółka od siedmiu boleści…
– Nie mam chłopaka, bo nie chcę się rozpraszać. Tak jest łatwiej.
Roksana kiwa głową, jakby właśnie została jej objawiona jakaś niewiarygodnie pilnie strzeżona tajemnica. Przez chwilę robi mi się głupio. Zwłaszcza, że znająca prawdę Sara, tego słuchała. Widzę jej współczujące spojrzenie i czuję się nagle znacznie mniejsza niż jestem w rzeczywistości.
Teraz zapewne przychodzi moment, w którym każdy normalny człowiek zastanawia się, dlaczego Sara zwróciła się o pomoc z Wiktorem właśnie do mnie… Przecież mam niemal nieistniejące doświadczenie związkowe i z moim nastawieniem ma się to nieprędko zmienić. Jak więc mogę być kompetentna do udzielania komukolwiek rad w tej kwestii?
Wszystko zaczęło się pod koniec trzeciej klasy gimnazjum. Miałam kryzys poglądowy o imieniu Piotrek i najładniejszych brązowych oczach, jakie widziałam. Kryzysy nie są zbyt łagodne, a gdy już mijają trzeba naprawić straty. Normalne dziewczyny zmieniają fryzury, kolory włosów… Kiedy ja wracałam do domu z Dominikiem i Sarą po swoich stronach, nie myślałam o wizycie u fryzjera. Potrzebowałam kogoś, kto zrozumie, przez co przeszłam. Spróbowałam na forum.
Na początku czułam się dziwnie, ale z czasem polubiłam to i zaczęłam udzielać rad zamiast ich szukać. Kilka tygodni później ktoś zaproponował mi założenie własnego bloga, z czym od strony technicznej pomógł mi Dominik, tworząc nawet grafikę. Moją pierwszą czytelniczką była naturalnie Sara, później ludzie z forum…
Jakoś tak się stało, że moje wpisy zaczęły być coraz bardziej popularne, a sami odbiorcy zaczęli żartobliwie nazywać bloga „Instrukcją obsługi chłopaka”. Polecali go swoim znajomym, udostępniali link na twitterze, gdzie zresztą również mam konto, choć zwykle znajdują się tam moje narzekania na wszystko, co chodzi po świecie.
Największym zaskoczeniem dla mnie okazał się sukces bloga. W nawet najśmielszych oczekiwaniach nie mogłam marzyć o tysiącach wyświetleń i to nie tylko od dziewczyn w moim wieku. W gronie czytelników znajdowały się również studentki, kobiety pracujące oraz osobniki płci przeciwnej.
Chociaż nazwałam się Bezimienną, to tak naprawdę nie byłam przezroczysta. Nie wyobrażam sobie teraz zawieszenia bloga. Traktuję go jak dziecko, a biorąc pod uwagę mojego tatę oraz niechęć do chłopaków, być może jest to mój pierwszy i ostatni potomek.
Nie ukrywałam faktu, że piszę. Tata, Roksana i Iga doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Z tą różnicą, że moja rodzina uważała, iż prowadzę internetowy pamiętnik. Po prostu ich życzliwie z tego błędu nie wyprowadzałam.
Cała ja. Życzliwa Mandy!
– Wstawiasz dziś coś na bloga? – Interesuje się Roksana, odkładając pusty kubek po herbacie na szklaną ławę.
– Nie, wczoraj dodała nowy post – odpowiada za mnie Sara, rozwiewając wszelkie wątpliwości.
– Czemu ty możesz go czytać?
– Bo jest starsza niż ty. Nie jesteś jeszcze gotowa na taką wiedzę – wyjaśniam, ignorując naburmuszone spojrzenie mojej siostry.
– Czyli go kiedyś przeczytam?
– Oczywiście – zgadzam się, by po chwili dodać. – Kiedy już będziesz niezależną, młodą kobietą.
– Już nią jestem!
– Nie, teraz jesteś małą i niewinną dziewczynką. Nie powinnaś chcieć dorastać. Dorośli muszą gotować, sprzątać, zarabiać i produkować nowych dorosłych, żeby gatunek przetrwał – widzę, jak jej policzki pokrywają się delikatnym rumieńcem i zastanawiam się, czy uświadamiająca rozmowa z tatą nie miała już miejsca. – Czy nadal uważasz, że jesteś dorosła?
– Ale ty już jesteś! Kiedy więc zapewnisz przetrwanie gatunkowi?
– Najpierw muszę znaleźć odpowiedni materiał genetyczny. Nie mogę podzielić się swoim z byle kim.
– Ale wy jesteście dziwne… – podsumowuje rozbawiona Sara.
– To rodzinne – śmieje się Roxy. – Jeśli chcesz, możemy cię adoptować.
– Boże, Roksana, sprawdź, czy cię nie ma w swoim pokoju…
– I tak miałam was opuścić.
Kiedy tylko wbiega po schodach, Sara spogląda na mnie i obie wybuchamy śmiechem tak swobodnym, że to mogłoby to zaboleć. Przez chwilę staram się udawać, że nie jestem ciekawa jej reakcji na mój wczorajszy post.
Ale tylko przez chwilę…
– Jesteś na mnie zła? – Pytam w końcu z udawaną obojętnością.
– Nie jestem na ciebie zła, Mandy. Zastanowiłam się nad tym, co napisałaś i wiem, że powinnam o niego walczyć. Nie znasz go tak jak ja. Poza tym kocham go.
Wzdycham ciężko i przełykam komentarz o toksycznej miłości. Nie porównuję ich związku do małżeństwa, w którym mąż bije żonę, choć przez chwilę mam na to ochotę. Myślę, że Sara źle by na to zareagowała, a skoro nie jest na mnie zła, postanawiam jej dodatkowo nie prowokować.
Nie można mieć od życia wszystkiego.

2 komentarze:

  1. Hm,usiłowałam wymyślić jakiś sensowny wstęp, ale tak mnie rozbroiłaś swoim, że nawet nie będę próbować. Jezus Maria, ja bym się chyba pokroiła, gdyby ojciec próbował ze mną porozmawiać o jakichkolwiek kobiecych sprawach... Chociaż my z reguły nie rozmawiamy, więc to też trochę inaczej. Anyway, tatuś będący ginekologiem... Zdecydowanie bym tak nie chciała i współczuję Mandy. I wcale jej się nie dziwię, że rozważała zakon! Ani trochę. A przy okazji jak zwykle rozbroiłaś mnie swoim fantastycznym poczuciem humoru :) W ogóle to świetne, że świat głównej bohaterki jest tak... Bogaty. Wiesz, zawód rodzica, własne życia sióstr itp. Niektórym zdarza się o tym zapominać. Mater Dei, weź mi nawet nie mów o Mel B. Boże... Boże, nie. Po prostu nie. Odpoczynek po zawsze najlepszy! I, o matko, te ich rozmowy są takie prawdziwe... Brawo za realizm, kochana! "Myślę, że Mandy jest zbyt zażenowana. Ale co ja tam wiem. Jestem tylko Mandy." - ha, kocham cię za ten tekst! Padłam ze śmiechu po prostu :D No tak, wszystkie kiedyś przeszłyśmy przez kryzysy poglądowe pod różnymi imionami. Skąd ja to znam... Wiem, że się powtórzę, ale to wszystko naprawdę jest takie prawdziwe, takie... Bliskie :) Poza Roksaną. Jeśli ona faktycznie nie czyta bloga siostry tylko dlatego, że wg rzeczonej siostry jest za młoda, to nie jest do mnie w ogóle podobna. Znając mnie, ja bym tam wlazła jeszcze zanim siostra zdążyłaby mi zabronić ;) Tak, niech nie chce dorastać. Dorosłość sucks, o czym chyba obie zaczynamy się przekonywać. Drogie dziecko, bądź dzieckiem jak najdłużej! Oj, Sara i jej zakochanie... Miłość chyba naprawdę oślepia. To ja może też przełknę komentarz o toksycznej miłości ;)

    Ściskam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mnie to rozgromiło, ojciec ginekolog tłumaczący takie sprawy swoim córeczkom. :D

    OdpowiedzUsuń