sobota, 27 sierpnia 2016

Idealni rodzice

Uwielbiałam twittera. Nie miałam zamiaru się do tego przyznawać, ale byłam nawet poniekąd od niego uzależniona. Dzięki niemu okazywałam się na bieżąco ze światem oraz fandomami, do których należałam. Poza tym jako Bezimienna miałam całkiem sporą rzeszę obserwatorów, co stanowiło dodatkowy plus.
Lubiłam swoich czytelników. Byli cudowni.
Większość z nich po prostu świetnie spędzała czas, próbując dowiedzieć się czegoś, co w rzeczywistości wiedzieli. Nie pisałam niczego odkrywczego… W rzeczywistości byłam tam po prostu sobą. Może trochę bardziej śmiałą i pisałam dokładnie to, co myślałam. Nie powstrzymywały mnie żadne ograniczenia, nie musiałam być asertywna… Blog od samego początku stanowił miejsce, do którego poniekąd uciekałam przed całym światem, nie chcąc pokazać, jak bardzo zostałam zraniona.
Teraz chociaż wynikało z tego coś dobrego. Pomagałam ludziom, ukazując światu swoją charyzmatyczną stronę dowcipnisia.
Twitter był jeszcze lepszy. Mogłam narzekać, ile chciałam. Mogłam obserwować osoby o podobnych zainteresowaniach, pisać z nimi… Jedynym minusem była dobijająca długość wypowiedzi.
– Co robisz?
Spojrzałam na Filipa, który siedział właśnie na miejscu obok mnie.
Był piątek, a ja nadal nie przyzwyczaiłam się do dzielenia z kimś ławki. Rok samotności i człowiek robi się zachłanny.
– Piszę – odpowiedziałam i wróciłam do przewijania wiadomości.
– Co piszesz?
– Jak bardzo w skali od jeden do dziesięciu ci się nudzi?
– Nie przywykłem do szkoły.
– Nie przywykłeś? – Powtórzyłam niepewnie. – Chodzimy do szkoły przez niemal jedną czwartą całego życia, aktualnie spędziłeś tylko kilka lat, których nie pamiętasz, nie chodząc do szkoły, a ty się nie przyzwyczaiłeś?
– W zeszłym roku byłem w szkole tylko kilka razy.
– Dlatego powtarzasz klasę? – Spytałam z zainteresowaniem.
– Bingo, Sherlocku. Jestem zdziwiony, że twój Watson ci nie powiedział
– Po pierwsze: Sara nie jest moim Watsonem. Po drugie: Co robiłeś przez ten czas? Po trzecie: Co na to twoi rodzice?
Filip wywrócił oczami, uznając naszą rozmowę za skończoną.
Jego zachowanie było naprawdę bardzo frustrujące. Nie można zaczynać rozmowy i ot tak uznawać jej za skończoną. Zwłaszcza kiedy to on był tą na tyle znudzoną stroną, że uznał „rozmowa z nią nie może być taka zła”. Nagle zmienił zdanie?
– Kiedyś byłeś fajniejszy – powiedziałam mu wreszcie, wyciągając z plecaka zeszyt do angielskiego.
– Kiedyś byłaś ładniejsza.
Zerknęłam na niego z oburzeniem.
Co za idiota. Jak mógł mi powiedzieć coś takiego prosto w twarz?
Był w mojej klasie zaledwie od kilku dni i swoją obecnością sprawił, że moje życie okazywało się znacznie bardziej nieszczęśliwe niż wcześniej.
Na dodatek Sara uznawała, że nie ma zamiaru mi niczego ułatwiać. Nie chciała zdradzić o nim i jego zmianie żadnych cennych informacji, które pomogłyby mi zrozumieć jego zachowanie. Oczywiście mogłabym spytać Dominika… Tylko to stanowczo uderzało w moją godność.
Nie byłam jeszcze aż tak zdesperowana.
Poza tym czy naprawdę kiedyś byłam ładniejsza?
Nie zmieniłam się jakoś spektakularnie. Moje włosy sięgały połowie pleców i nadal nie były skore do współpracy. Nie próbowałam poprawiać ich barwy, więc jak przed kilku laty byłam blondynką. Choć miałam szkła kontaktowe, to nie barwiły one tęczówki, która pozostawała niebieska. Unikałam solarium, a słońce nie przyciemniało mojej skóry i ta pozostawała blada niemal całym rokiem.
Jak więc mogłam zbrzydnąć? Nie chodziło o zęby, bo przecież w gimnazjum nosiłam aparat ortodontyczny. O cerę dbałam… Poza tym urosłam kilkanaście centymetrów i obwody w pewnych miejscach również się powiększyły…
O nie. Ta świnia zasugerowała, że miałam małe piersi.

***

Filip był utrapieniem nauczycieli.
Niemal na każdej lekcji dostawał jakieś ostrzeżenie i spojrzenie pełne dezaprobaty. Pomijam już brak podręczników. On tutaj nie chciał tu być, co okazywał na każdym kroku. Przeciągał się, ziewał, kładł głowę na ławce, stukał długopisem o każdą możliwą powierzchnię płaską… Cóż chwała Bogu że moja klatka piersiowa nie była kompletną płaszczyzną, bo za chwilę i o to zacząłby uderzać.
Jego nadpobudliwość naprawdę mi przeszkadzała, a on z moich upomnień nic sobie nie robił. Prawdziwym zaskoczeniem okazała się natomiast biologia.
Przede wszystkim zdziwiłam się wyborem przedmiotu. Nie sądziłam, że interesuje się biologią. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego zachowanie względem pana Grzelaka.
Nasza grupa była w połowie materiału z pierwszego podręcznika, czyli kończyliśmy jakże fascynującą fizjologię roślin. Mogłam z czystym sumieniem przyznać, że nienawidziłam tego działu.
Zajęłam swoje stałe miejsce, oczekując rozpoczęcia lekcji. Wyjęłam podręcznik oraz zeszyt, sprawdzając kolejne powiadomienia na twitterze, gdzie streściłam historię o powrocie starego przyjaciela i jego zmienionym zachowaniu. Zerknęłam na Filipa, który właśnie odsunął krzesło, siadając obok mnie.
Nie miałam zamiaru wyjaśniać, że to miejsce już ktoś zajmuje. Należała mu się jakaś kara za bycie złośliwym. Uśmiechnęłam się na widok Bereniki, która właśnie do nas podchodziła.
– Hej – przywitała się z nami. – Zwykle ja tutaj siedzę…
– Och, jestem tutaj nowy i Amanda to jedyna osoba, którą znam z tej grupy. Poza tym nie wydawała się mieć żadnych przeciwwskazań, gdy zajmowałem to miejsce, więc może po prostu usiądziesz z kimś innym?
Właśnie w tym momencie moja szczęka opadła.
– Nie, w porządku – odparła Berenika uprzejma jak zawsze.
– Jesteś świetna – powiedział miękko, rozluźniając się jeszcze bardziej.
– Jesteś wrzodem na tyłku ludzkości.
Pan Grzelak rozpoczął odpytywaniem z ławki, co było niemal tradycją. Dostałam pytanie o jakże urocze cytokininy, czyli hormony roślinne pobudzające podziały komórkowe. Filip jednak nie został pominięty jak dotąd na większości przedmiotów.
– Bystron, kiedy rośliny wytwarzają etylen?
– W reakcji na stres – odpowiedział po kilku sekundach Filip.
– Przykład sytuacji – poprosił pan Grzelak.
– Susza, ochłodzenie, jakieś uszkodzenia...
– Dziękuję – przerwał mu nauczyciel, odwracając się do tablicy, na której to markerem zapisał datę sprawdzianu. – Obowiązuje również materiał z różnorodności roślin. Witam na zajęciach dla zaawansowanych, Bystron.
Spojrzałam na Filipa ostrożnie, oczekując na jego twarzy irytacji albo znudzenia, do czego mnie już przyzwyczaił. On tymczasem po raz pierwszy odkąd go zobaczyłam po powrocie do Warszawy szczerze się uśmiechał.

***

Tym razem wspólnie spędzona sobota z Sarą wydawała mi się świetnym pomysłem do zdobycia informacji o Filipie. Oczywiście nie były to moje wymarzone warunki… Wolałabym jakieś ciasto i kawę albo chociaż maraton filmowy, ale kto by narzekał na pocenie się i wyginanie ciała w zdecydowanie nienaturalnych pozycjach, gdy zarówno Dominik jak i kuzyn Kopaczów znajdowali się w domu.
Ja? Skądże znowu.
Mel B właśnie krzyczy swoją część o pompowaniu pośladków i przechodzi do kolejnego ćwiczenia, kiedy postanowiłam zaatakować.
– Więc…
– Więc co? – Spytała Sara zaniepokojona.
– Więc jak to się stało, że Filip z wami mieszka?
– Mandy, mówiłam ci, spytaj go sama.
Wywróciłam oczami, wracając do skupiania się na ćwiczeniach. Nie rozumiałam, dlaczego robiła z tego taką wielką tajemnicę. Nie zamierzałam nigdzie tego publikować, ani mówić komukolwiek o powodach jego przybycia do Warszawy.
Większość uczniów liceum nie wiedziała, że on już mieszkał w stolicy. Przez ten niecały tydzień nie nawiązał zbyt wielu przyjaźni. Swój wolny czas spędzał na dogryzaniu mi albo traktowaniu całej planety jak powietrze.
Gdybym go o to spytała, co nie zdarzy się nawet za milion lat, pewnie odpowiedziałby mi coś niegrzecznego albo zmyślił jakieś kłamstwo na poczekaniu. Wolałam nosić w pamięci obraz Filipa, który był dobrym chłopcem i traktował starszych z szacunkiem. Po pierwszej komunii nawet został ministrantem… Co się takiego stało, że postanowił wytatuować sobie czaszki i wyewoluować w wyrośniętego chłopaka o ciętym języku?
Po skończeniu ćwiczeń usiadłyśmy w kuchni, zajadając się ciastem, które przygotowała pani Kopacz. Kochałam ją. Jako jedyna o mnie pomyślała… W dodatku to szarlotka. Mogłabym pokochać ją za to jeszcze bardziej, ale obawiam się, że wtedy stanowiłabym konkurencję dla jej męża.
Trzeba zachować jakieś pozory przyzwoitości.
– Wymyśliłaś już co zrobić z Wiktorem?
Jeszcze tego mi do szczęścia brakowało.
– Poza zostawieniem go w spokoju, by wiódł nieszczęśliwe i samotne życie? Nie.
Ktoś wychodzi z pokoju i kieruje się w stronę kuchni. Podejrzewałam, że to Dominik właśnie wstał ponocnym maratonie, ale do kuchni wchodzi Filip z rozczochranymi włosami i zaspaną miną. Otworzył lodówkę, wyjmując sok, który zaczął pić prosto z kartonu.
– Wiesz, że sok pije się ze szklanki? – Pytam go rozbawiona.
– Wiesz, że jestem u siebie?
– Właściwie to jesteśmy u mnie – poprawiła go Sara. – Mógłbyś się ubrać. Wiedziałeś, że przyjdzie Mandy.
Filip spojrzał na siebie, nie widząc najwidoczniej problemu w tym, że stoi przed nami w bokserkach i luźnej koszulce. Sara jednak nie dała za wygraną.
– Może w Gdańsku chodziłeś w swoich gatkach, gdzie tylko chciałeś, ale błagam cię w tym domu nikt nie chce oglądać twojej bielizny.
– Dobrze, dobrze… Nie rozkręcaj się. Chciało mi się pić. Napiłem się. Teraz mogę wracać spać, a wy możecie kontynuować wasz sabat.
– Jakbyśmy prosiły cię o pozwolenie – skomentowałam, wtrącając się do ich rozmowy.
– Właściwie o czym debatowałyście?
– Chłopakach – odpowiedziała Sara.
– Niczym – odpowiedziałam w tym samym czasie ja.
– Zgodność zeznać. Aż pozazdrościć. Co to za facet?
– Nie znasz go – wyjaśniła zakłopotana Sara. – Przydałaby mi się jakaś instrukcja… A Mandy nawet jedną tworzy.
– Wkładasz do buzi i ssiesz jak najmocniej, to nie instrukcja, Amando – zauważył Filip.
Zapadła błoga cisza i myślę, że Sara zdała sobie sprawę z tego, co jej kuzyn właśnie zrobił. Mogłam znosić jego uszczypliwe i niegrzeczne komentarze. Mogłam tolerować jego zachowanie na lekcjach i nie przejmować się uwagami dotyczącymi wyglądu.
W tym momencie czułam się jednak urażona i miałam głupią nadzieję, że nie było po mnie tego widać. Nie chciałam dawać mu satysfakcji.
– Filip – upomniała go cicho Sara. W jej głosie kryła się prośba.
– Och, no daj spokój, Saro – zaśmiał się Bystron. – Przecież Amanda nie jest aż tak sztywna.
– Nie nazywaj mnie tak.
Filip podniósł na mnie wzrok, nie rozumiejąc ostatniej uwagi.
– Mam cię nie nazywać jak?
– Nie zwracaj się do mnie pełnym imieniem – oznajmiłam poważnie.
– Więc jak mam cię nazywać? Zarozumiałą suką?
– Filip!
– Przecież wiesz, że to prawda – zwrócił się do Sary zupełnie, jakbym nie była świadkiem tej rozmowy. – Amanda czuje się lepsza ze swoją średnią, idealnymi rodzicami i ich perfekcyjną pracą. Ale zaskoczę ją. Jest kolejną pustą panienką, która myśli, że zjadła wszystkie rozumy, a ja nie mam zamiaru spełniać jej zachcianek.
Prawdopodobnie powinnam coś wtedy odpowiedzieć. Mogłabym się bronić, roześmiać mu się prosto w twarz. Nie przejmowałam się przecież jego opinią. Nie powinnam się przejmować niczyją opinią. Nie miał przecież racji… On mnie w ogóle nie znał. On myślał, że mnie zna.
 – Wracam do łóżka.
On myślał, że mnie zna.
Cóż skoro miał taką opinię, przebywając w moim otoczeniu od czterech dni, to wyjaśniało, dlaczego nawet Iga nie potrafiła ze mną dłużej wytrzymać.
– Mandy… – słychać desperację w głosie Sary, ale ja już wstaję z miejsca.
– Do zobaczenia w poniedziałek – pożegnałam się, łapiąc torebkę i wychodząc z mieszkania.
On myślał, że mnie zna.
Skierowałam się prosto na przystanek, powtarzając sobie w głowie to, co powiedział Filip. Czy naprawdę uważał mnie za zarozumiałą sukę? Przecież nie byłam zarozumiała. Nie czułam się od nikogo lepsza. I tym bardziej nie byłam pustą panienką… Nie chciałam po prostu, by ludzie zwracali się do mnie pełnym imieniem, bo to coś co zwykła robić jedynie moja mama. Odkąd nie żyła, nie chciałam, by ktokolwiek mnie tak nazywał.
Oto wizja moich idealnych rodziców. Martwa matka i ojciec pracoholik.
Naprawdę nie powinnam przejmować się jego słowami. Pech jednak sprawiał, że to robiłam.