niedziela, 14 sierpnia 2016

Punkt zwrotny

Punkt zwrotny to element obowiązkowy w każdej dobrej historii. Od tego momentu wiodą dwie ścieżki kolejno do dobrego i złego zakończenia. Czytając książki, oczekiwałam na niego z zapartym tchem, przywiązując się do bohaterów oraz przeżywając perypetie razem z nimi.
Punktem zwrotnym we wtorkowym dniu nie był potłuczony kubek, dziwaczne zachowanie Sary i Dominika albo nowy uczeń.
Ale może zacznijmy od początku…
Wtorki były tymi dniami, do których dotychczas nie żywiłam nienawiści, ale od rana wszystko wydawało mi się wylatywać z rąk. Najpierw potłukłam swój ulubiony kubek, który dostałam od Sary na Mikołajki dwa lata temu. Poza tym sam fakt, że zaspałam również nie polepszył sytuacji… Nie miałam nawet czasu na użalanie się nad moimi workami pod oczami, jeśli chciałam zrobić śniadanie.
Trafiłam bezpiecznie do szkoły, obiecując tacie, że wrócę do domu od razu po zajęciach. Wydawał się być lekko zaniepokojony moją sennością i pewnie poczuł się winny. Może nie jest zbyt często w moim otoczeniu, ale gdy już się trafia nie umyka mu zbyt wiele szczegółów. Przez całą jazdę wymieniałam wiadomości z Sarą, więc nie zdziwił mnie jej widok w szatni.
– Odpuściłaś sobie wczoraj drzemkę dla urody? – Pyta mnie Dominik, którego omyłkowo nie zauważyłam. – Wyglądasz… niewyraźnie.
– Zapomniałam wziąć Rutinoscorbinu.
Większość ludzi nie rozumie poczucia humoru Dominika. Na czele z Sarą. Czasami nazywa go nawet wrzodem na tyłku i udaje, że się go wypiera, czego osobiście nie rozumiem. Gdybyśmy nie traktowali się jak rodzeństwo, widziałabym nas jako parę. Często dogryzamy Sarze, że tak naprawdę to on jest moim najlepszym przyjacielem i tylko pozwalamy jej ze sobą spędzać czas, żeby nie czuła się samotna.
Rodzeństwo Kopacz nie ma zbyt wielu wspólnych cech charakteru. Sara to typowa romantyczka, uwielbiająca historię i interesująca się polityką, kiedy Dominik najchętniej obejrzałby odcinek albo sezon serialu, by później zwlec się z łóżka i pograć na konsoli. Nikt przy zdrowych zmysłach jednak nigdy nie zakwestionowałby ich pokrewieństwa.
Pomijając rysy twarzy, posiadanie dołeczków w twarzy podczas uśmiechu, oboje mają brązowe włosy. Oczy Dominika są jednak orzechowe. Ma też w przeciwieństwie do Sary jasną karnację i piegi na nosie oraz policzkach. No i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o jego okularach w czarnych oprawkach.
Zmieniłam buty, kiedy w milczeniu wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
– Co się stało? – Zapytałam poirytowana zachowaniem Sary.
– Nic – odpowiedziała dziewczyna.
– Sara chce ci coś powiedzieć – mówi jednocześnie Dominik.
– Sara nie ma nic do dodania – tłumaczy Kopacz, spoglądając na swojego brata.
Zmrużyłam oczy, starając się zmusić ich przy mocy swojego umysłu do opanowania się i wytłumaczeni mi całego zamieszania. Niestety jeszcze nie odkryłam żadnych super zdolności, ale zawsze jest nadzieja, więc nie przestaję próbować.
– Bo ci tak zostanie – zagroziła Sara.
– Niegrzecznie jest zaczynać zdania w ten sposób, panno humanistko – wytknęłam, zrównując się z Dominikiem. – O co chodzi?
– O nie, ona miała ci powiedzieć. Proszę, pamiętaj o tym, gdy będziesz już planowała morderstwo.
– Jesteście naprawdę kiepskim materiałem na przyjaciół…
– Jedynym jaki masz.
Westchnęłam ciężko, poddając się.
– Co prawda, to prawda.
Rozstaliśmy się przy schodach, gdzie to każdy poszedł do swojej sali. Zaczynałam naprawdę być sfrustrowana przez całe te tajemnicze coś, o którym Sara najwidoczniej nie miała odwagi mi powiedzieć. Jak zwykle spróbowałam rozważyć najgorsze scenariusze i naprawdę mi się to nie podobało.
Czego mogłaby się wstydzić?
Ciąży.
OmójBoże. Sara jest w ciąży z Wiktorem…
O.
Mój.
Boże.
Nie mogła być aż taka głupia… Nie mogła zrobić sobie z nim dziecka… Sara była marzycielem, wierzyła w miłość. To nie czyni jej nieodpowiedzialnej kretynki.
Nie. Nienienienienie.
Przecież gdyby jej ojciec się o tym dowiedział, on by ją zabił. Co prawda najpierw zająłby się Wiktorem, zmieniając jego życie w piekło.
Zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie, mając nadzieję, że lekcja niemieckiego nie będzie ciągnęła się w nieskończoność.
Sala powoli zaczynała się wypełniać, kiedy przychodzili kolejni uczniowie. Nie byli świadomi dramatu, który właśnie przeżywałam. Wydali się być nawet podekscytowani wizją rozpoczynającego się dnia, choć pewnie zwyczajnie mieli nadzieję, że skończy się szybciej niż zaczął.
Wzdychałam zrozpaczona, kładąc swoją głowę na ławce. Przez chwilę miałam nadzieję, że stanę się niewidzialna, ale jak widać tej mocy również nie przyszło mi posiadać. Będę wiodła smutne życie matki chrzestnej…
Ktoś puknął mnie w ramię, więc podniosłam głowę, spoglądając na Szymona, który zajmował z Patrykiem ławkę przede mną.
– Wszystko w porządku, Mandy? Czujesz się niedobrze?
Uśmiechnęłam się w jego kierunku. Byłam mile zaskoczona i choć nie widziałam sensu w tłumaczeniu mu powodów mojej depresji, to i tak zapewniłam go, że wszystko jest pod kontrolą. To prawdopodobnie największe kłamstwo tego dnia.
Wybiła godzina ósma, kiedy drzwi do sali otworzyły się i do środka weszła dwójka nauczycieli. Rozmowy zamarły, a my wpatrywaliśmy się w naszych wychowawców z zaskoczeniem.
O tak. Każda klasa w naszym liceum ma dwójkę wychowawców. Mężczyznę i kobietę dodam dla jasności. Ma to pomóc rozwiązywać problemy i takie tam czcze gadanie. Razem prowadzą lekcję do dyspozycji wychowawcy, planują wycieczki, prowadzą dzienniki aktywności uczniów… Poza tym to normalni nauczyciele.
Wychowawcami mojej klasy byli pani Świetczyńska, określana po cichu mianem gestapo (wzięło się to od śmiesznego sposobu, w jaki mówiła do nas na niemieckim. Możliwe że delikatny wąsik pod jej nosem również miał z tym coś wspólnego, ale to historia na inną okazję) oraz pan Grzelak. Nie dorobił się on żadnego pseudonimu z powodu szacunku, jakim go darzymy. Jest niezłym badassem, kiedy w grę wchodziła biologia. Wiem, bo uczy mnie rozszerzenia. Wchodził do sali z milionem kartek w dłoni i zwyczajnie zaczynał z miejsca dyktować nam notatkę.
– Dzień dobry – przywitała się z nami pani Świetczyńska. – Do naszej klasy zapisał się nowy uczeń.
– Mamy nadzieję, że przyjmiecie go ciepło i pomożecie mu się zaaklimatyzować – dodał pan Grzelak, wskazując na wciąż otwarte drzwi.
Do dwójki nauczycieli przyłączył się chłopak, któremu wszyscy przyglądamy się ze zdziwieniem. Miał na sobie czarną koszulkę z nazwą zespołu, którego w życiu nie słyszałam. Był szczupły i wytatuowany, ale przede wszystkim wydaje się być znajomy. Wpatrywałam się w jego twarz dłużej niż pozostali, próbując sobie przypomnieć, skąd go kojarzę.
– Może się przedstawisz? – Niepewność w głosie pani Świetczyńskiej okazała się być zabawna.
On wydał się myśleć podobnie, bo uśmiechnął się nieco kpiąco, unosząc tylko jeden kącik ust ku górze. Włożył jedną dłoń do kieszeni spodni, a drugą przeczesał swoje ciemne włosy w geście frustracji.
– Cześć. Gdyby to ode mnie zależało, nie widzielibyście mnie tutaj, ale jak widać mój ojciec wie coś o wchodzeniu w dupę komu trzeba.
– Takie słownictwo jest niedopuszczalne na terenie tej szkoły.
Wszyscy wstrzymali oddech w oczekiwaniu na odpowiedź chłopaka, ale on tylko machnął lekceważąco ręką na pana Grzelaka.
– Poza tym nazywam się Filip Bystron i mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy.
Trybiki w mojej głowie wskoczyły na swoje miejsce. Pan Grzelak wychodzi, życząc nam miłego dnia, a pani Świetczyńska poprosiła Filipa o zajęcie miejsca. Przez chwilę zastanawiałam się, czemu idzie do mojej ławki i westchnęłam z frustracją w przypływie kolejnego (czy to już trzecie tego dnia?) nagłego objawienia.
No tak. Jako jedyna siedzę sama.
Uderzyłam długopisem o okładkę zeszytu, wpatrując się w okno intensywnie.
Powinnam była się z nim przywitać, prawda? Spytać czemu tu właściwie jest? Czemu wrócił do Warszawy? Ale co jeśli mnie nie pamiętał?
Jezu, minęło tyle czasu…
Przynajmniej Sara nie jest w ciąży. Chociaż tyle.
W ogóle co on robi w drugiej klasie? Przecież jest w wieku Dominika… Powinien  w tym roku zdawać maturę.
– Panno Wajs, lekcja nie odbywa się za oknem – upomniała mnie nauczycielka.
Filip prychnął z rozbawieniem na tę uwagę i posłał mi niewinne spojrzenie. Oparł swoją głowę na dłoni, nie zwracając uwagi na słowa wychowawczyni. Nie otworzył nawet swojego zeszytu, a to ja zostałam zganiona?
Przepisywałam przykłady z tablicy, otwierając podręcznik i kładąc go na środek ławki, skoro Filip nie przyniósł najwidoczniej swojego. Nie zgłaszał się do żadnego ćwiczenia, nie próbował odpowiedzieć na żadne pytanie… Cały czas utrzymywał znudzony wyraz twarzy, ziewając kilka razy dla większego efektu.
Nie mogłam powstrzymać swojej ciekawości i rozmyślałam o Filipie, którego znałam kilka lat temu. Gdzie podział się ten karzełek, od którego byłam wyższa?
Przesunęłam wzrokiem po jego rękach. Na jednej z nich tatuaż zaczynał się na wysokość łokcia rysunkiem niebieskiej róży i dalej zauważyłam fragment czaszki. Resztę zakrywał rękaw jego koszulki. Druga z kolei przedstawiała główkę gitary razem ze stroikami i częścią gryfu. Ten malunek kończył się tuż przed jego łokciem. Kolejny zaczynał się tuż przed rękawem koszulki i chyba odzwierciedlał mechaniczną czaszkę. Tak przynajmniej bym obstawiała.
Patrzyłam na jego szyję, nie mogąc nie zauważyć jaskółki. Dlaczego wybrał akurat jaskółkę? Czemu nie bocian albo cokolwiek innego?
Napotkałam na sobie spojrzenie jego niebieskich oczu i nie przejmowałam się kolejnym kpiącym uśmieszkiem, jaki mi posłał.
– Widzisz coś, co ci się podoba? – Spytał szeptem, nachylając się w moim kierunku, niczym rasowy dupek.
Zdecydowanie mnie pamięta.

***

Zjawiłam się przy klasie Sary, zastając ją na rozmowie z Dominikiem.
– Jesteś martwa – przerwałam im z poważną miną. – Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że Filip wraca do Warszawy?
– Mówiłam, że powinnaś mieć niespodziankę…
– Nienawidzę niespodzianek – wtrąciłam, przerywając jej.
– Nie cierpię tego przyznawać i bronić mojej siostrzyczki, ale sami dowiedzieliśmy się całkiem niedawno, a w końcu to z nami mieszka… – urywa dramatycznie Dominik.
– Jak to z wami mieszka?
– Jego tata zadzwonił do mojej mamy i poprosił o pomoc… To zbyt skomplikowana historia jak na tak krótką przerwę. Mam nadzieję, że się jakoś dogadacie.
Dogadacie?
Dogadacie?
– Cieszę się, że nie jesteś w ciąży.
Zostawiłam ją kompletnie oniemiałą, wracając do swojej klasy.
Poprzednio „dogadanie się” zajęło nam trzy lata, a i później ciągle sobie dogryzaliśmy. On zabierał mi książki, ja kopałam go w kostki. On ciągnął mnie za warkocze, ja kopałam go w kostki. On ucinał głowę księdzu z mojej wycinanki, ja kopałam go w kostki…
Agresywna od najmłodszych lat.
Jak źle może być tym razem? Dojdę do drugiej bazy i kopnę go w krocze?

***

Wieczorem przyszedł ten moment w miesiącu, kiedy całą trójką dzwoniliśmy do Igi. Skype to naprawdę genialny wynalazek.
Moja siostra z anielską cierpliwością wysłuchiwała licznych opowieści Roxy, dopytywała się o kilka pacjentek taty i wtajemniczyła nas w świat swoich praktyk w sądzie.
Wpatrywałam się w ekran mojego monitora, obserwując ją uważnie. Opowiadała z podekscytowaniem o kierowniku praktyk, wychwalając go. Uśmiechała się przez cały ten czas i choć była już noc, a ona siedziała w dresach i znoszonym podkoszulku, poprawiając włosy w niedbałym koczku, to wyglądała świetnie. Choć starałam się być zadowolona, to nie potrafię.
Jak mogłaś ułożyć sobie życie?, chciałam zapytać. Jak możesz być szczęśliwa tak daleko od domu i od nas? Jak możesz nie zauważyć zmęczenia taty albo tęsknoty Roxy?
Jak możesz być taką egoistką?
– A co u ciebie, Mandy?
Przez chwilę rozważałam jej pytanie i szczerą odpowiedź.
– Wszystko w porządku – odpowiedziałam wreszcie, wzruszając ramionami.
– Tato, spójrz jak już późno… Może sprawdź, czy Roksana jest odrobiła już wszystkie lekcje, a ja jeszcze porozmawiam z Mandy – zaproponowała Iga ostrożnia, a tata kiwa głową, łapiąc aluzję. – Coś cię gryzie?
Poprawiłam się na krześle obrotowym. To jest właśnie problem Igi. Jeszcze nie jest prokuratorem, a już urządza przesłuchania.
Nie chciałam, żeby się mną martwiła. Wolałam rozwiązywać sprawy po swojemu i bez jej udziału. Mimo wszystko byłam jej coś winna. Czułam się zobowiązana do rozmowy z nią, dlatego wybrałam najmniej niebezpieczny temat i miałam zamiar krążyć wokół niego, aż obie stracimy chęci.
– Mam w klasie nowego chłopaka.
– Zakochałaś się?
– Wierzysz w miłość od pierwszego obejrzenia? – Prychnęłam sceptycznie, wywracając oczami.
– Jesteś za młoda na cynizm.
– Myślałam, że na cynizm nigdy nie jest się za młodym…
– Co z tym chłopakiem?
– To Filip – widząc brak zrozumienia na jej twarzy, dodałam: – Kuzyn Sary. Ten z podstawówki. Był ulubionym uczniem mamy, ale przeprowadził się do Gdańska.
– Ten Filip! Jest inny?
– Łagodnie rzecz ujmując… Ma tatuaże, brak szacunku do starszych i ewidentnie nie uśmiecha mu się chodzenie do szkoły.
Minęła chwila w ciągu, której Iga wydaje się przetwarzać informacje. Westchnienie wyrywa jej się z ust i spogląda w ekran kamerki z powagą.
– Trzymaj się od niego z daleka – oznajmiła, wprawiając mnie w osłupienie.
– Chodzimy do jednej klasy, Iga, siedzimy razem, a Sara pewnie będzie chciała spędzać z nim czas. Kiedyś skoczyłaby za nim w ogień.
– Mandy, to nie jest towarzystwo dla ciebie… Myślisz poważnie nad medycyną, masz trzy przedmioty rozszerzone i młodszą siostrę na głowie.  Powinnaś myśleć praktycznie i nie zawracać sobie nim głowy.
– Oczywiście. Ty myślałaś praktycznie, idąc na studia do Poznania.
– Nie zmieniaj tematu, Mandy. Chcę dla ciebie dobrze. Sara to zrozumie.
– A jeśli nie? – Pytam dla świętego spokoju.
– Znajdziesz sobie nową przyjaciółkę.
Spojrzałam w bok, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie potrafiłam nawet odpowiedzieć na to stwierdzenie, więc wykręciłam się późną porą i zakończyłam połączenie, obiecując, że wkrótce się odezwę. Kiwnęłam głową, gdy poprosiła o unikanie Filipa, choć tak naprawdę miałam to w nosie.
Nie czułam się nawet zaskoczona, że uwierzyła. Nie czułam się też winna, chociaż skłamałam.
Wreszcie dotarł do mnie fakt, że moja siostra mnie tak naprawdę nie znała.
Witaj, punkcie zwrotny. 

1 komentarz:

  1. Jest rozdział, jest rozdział, jest rozdział :D Wiem, I'm overreacting, ale po prostu naprawdę bardzo lubię czytać Twoje teksty, bo są tak przyjemnie lekkie i prawdziwe... Simply love it :)
    O, są takie dni, kiedy po prostu wszystko od rana idzie nie tak. Wszyscy to znamy, prawda? Och, biedny kubek! Też mam kilka, których stłuczenie by mnie dość mocno zdołowało. Anyway, nie wiem czemu, ale reakcja Mandy na myśl, że Sara może być w ciąży, bardzo mnie rozbawiła. A w sumie nie powinna, bo kilka razy mi samej zdarzało się podejrzanie patrzeć na koleżanki... Ale Mandy jest po prostu bezbłędna i nie sposób się nie śmiać przy jej tekstach. Ugh, już nie lubię tego Filipa. W ogóle nie lubię takich typków. A znielubiłam go tym bardziej, że przypomniał mi mojego "kochanego" kuzynka. Że mi dogryzał w gimnazjum, to ja jeszcze rozumiem. Ale żeby facet po drugim roku studiów wciąż się zachowywał jak rozkapryszony dzieciak, no ja błagam... Tak, łudziłam się, że "dorosłym" ludziom przechodzi szkolna złośliwość. Widocznie nie wszystkim... Hm, z tą jaskółką o coś chodzi, prawda? Ha, tak czy siak "Cieszę się, że nie jesteś w ciąży" wygrało :D I oczywiście nie mogę się doczekać, aż wyjdzie coś więcej na temat przeszłości Mandy i Filipa. Wyczuwam urocze back-story :) Końcówka za to była bardzo przykra. Gdy się okazuje, że najbliższe osoby tak naprawdę nie mają o nas pojęcia... Słyszysz ten trzask, z którym pęka szyba iluzji? Tak, właśnie... I tym jakże optymistycznym akcentem kończę.

    Przesyłam uściski,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń